Bóg się rodzi, moc truchleje,
Pan niebiosów obnażony!
Ogień krzepnie, blask ciemnieje,
ma granice nieskończony;
Wzgardzony okryty chwałą,
śmiertelny Król nad wiekami!
A Słowo ciałem się stało
i mieszkało między nami.
Tych słów kolędy nie trzeba w Polsce uczyć chyba nikogo – zna je każdy. Usłyszeć można je w radiu podczas jazdy samochodem w okołoświątecznych podróżach, śpiewa się je w parafii każdego roku, nucą dzieci zaraz po otwarciu świątecznych prezentów. Można powiedzieć, iż jest to sztandarowa pieśń Bożego Narodzenia. Ale czy każdy, kto je wyśpiewuje – mniej lub bardziej ozdobione talentem wokalnym – rozumie jaką prawdę one niosą dla niego samego? Ja sam dopiero będąc klerykiem zacząłem się w nie bardziej wsłuchiwać i próbuję cały czas więcej z nich zrozumieć.
Ten tekst, powstały w XVIII w. z ręki Franciszka Karpińskiego, dla mnie osobiście jest jednym z najlepiej oddających przeżywaną teraz tajemnicę Bożego Narodzenia. No właśnie, tajemnicę! Fragment kolędy przepełniony jest oksymoronami, które powodują zapalenie się lampki zwątpienia – o czym tu mowa? Nigdy bowiem nie będziemy w stanie pojąć jak to jest, że moc truchleje, blask ciemnieje i ma granice nieskończony. Tak naprawdę wcale nie chodzi tutaj o pesymistyczne osłabnięcie z sił, wypalanie czegokolwiek czy próbę skończenia nieskończoności… Chodzi o to, że Słowo ciałem się stało i mieszkało między nami(J 1,14), chodzi o Wcielenie – będące dla nas tajemnicą jak najbardziej pozytywną.
Słowa te pochodzą z Ewangelii według św. Jana, który w dość trudny sposób opisuje to wydarzenie w pierwszym rozdziale. Trudny i dziwny, bo nie ma mowy o Maryi i Józefie, stajence i sianku, oraz innych świątecznie kojarzących się nam elementach. Ale jest tak tylko dlatego, że pozostali ewangeliści piszą z ziemskiego punktu widzenia – Jan z kolei patrzy od strony Boga. Wszyscy czterej opisują to samo narodzenie Jezusa z Nazaretu.
Jak pisze święty Jan: Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo (J 1,1). To Jezus, Syn Boży, staje się człowiekiem – Słowem Wcielonym. I zamieszkał między nami. Słowa kolędy Karpińskiego stają się teraz dla nas jakby jaśniejsze. Moc struchlała i granice przyjął nieskończony – Bóg stał się jednym z nas. To jest ta tajemnica. Ten, który był dla nas nieosiągalny, na którego nie można było nawet spojrzeć bez utraty życia. Boga nikt nigdy nie widział(J 1,18) – teraz można Go dotknąć!
Wielu myślicieli na przestrzeni wieków pytało po co? Odpowiedź jest prosta
– z miłości do człowieka. To jest początek historii, która swój kulminacyjny moment znajdzie na krzyżu. Miłość można okazywać na dwa sposoby. Pierwszym z nich jest obdarowanie prezentami będącymi wyrazem naszej miłości, pokazaniem jak bardzo nam na kimś zależy.
Drugim, doskonalszym, jest ofiarowanie nie czegoś materialnego, ale siebie samego. Prowadzić on możenawet do cierpienia za drugą osobę. Ten rodzaj miłości zostaje nam przez Boga objawiony w tajemnicy Wcielenia. Chrystus przychodzi na świat nie dla samego przyjścia, ale cel jest o wiele większy – przychodzi, by oddać za nas swoje życie. O Chrystusowej kenozie, czyli uniżeniu dla nas, pięknie pisze św. Paweł:
On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi(…) uniżył samego siebi, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej.
(Flp 2, 6-8)
W całej tej historii chodzi tak naprawdę o oddanie za nas życia. Po to właśnie Chrystus przyszedł na świat, aby dać nam pokój. Aby pokonać grzech, śmierć i wyzwolić człowieka spod władzy zła. Dzięki Niemu jesteśmy ludźmi wolnymi, a śmierć nie ma nad nami władzy. Cała historia zbawienia toczy się nieprzerwanie, jednak przyjście Zbawiciela jest czasem wypełnienia obietnicy Bożej. Zmienia się porządek świata.
Aniołowie przy żłóbku śpiewali „Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom Jego upodobania”. Od tej chwili na ziemi panuje pokój – taki był cel Bożego Narodzenia. Nie chodzi tylko o brak wojen ale o szacunek i zrozumienie dla drugiego człowieka, postawę braterstwa. Chodzi o miłość, którą ukazał nam Bóg i do której wracamy każdego roku świętując Narodzenie Pańskie. My mamy tak żyć! Do tego jesteśmy wezwani. Święta to nie tylko karp, kolędy czy choinka. Święta to miłość. Dlatego jest to czas, który mamy dla drugiego człowieka. Mamy spędzać je z bliskimi, ale też dalekimi, aby w ten sposób uczyć się być miłością – tak jak jest nią Bóg. Pamiętajmy o tym podczas przygotowań i obchodów Bożego Narodzenia. On nas do tego uzdolnił. I w ten sposób mamy okazywać Mu chwałę. Musimy tylko chcieć.
Dawid
fot.: unsplash.com