Na przełomie każdego roku w jakiejś części Europy dostrzec można setki autokarów zmierzających w tym samym kierunku. Wszystkie oznaczone napisem „Taize” i przypisanym numerem. W jednym z takich Pan Bóg pozwolił znaleźć się i mnie. Miejscem, do którego zmierzaliśmy była Ryga. Choć to już moje czwarte Europejskie Spotkanie Młodych, to mogłem na nowo odkryć bogactwo tego czasu.
Po ponad 20 godzinach spędzonych w drodze, z dłuższą przerwą w Wilnie, przeznaczoną na krótki odpoczynek i zwiedzanie (Panna Święta dosłownie „w Ostrej świeci Bramie”, a oryginalny obraz Jezusa Miłosiernego robi ogromne wrażenie!), dojechaliśmy do stolicy Łotwy, a tam czekało nas serdeczne przywitanie – gradem lecącym z nieba. No ale to przecież „pielgrzymka ZAUFANIA przez Ziemię”.
Mimo, że było już kilka minut po godzinie ósmej, czuliśmy się jak w środku nocy, ponieważ słońce w tym mieście wstaje dopiero około godziny 10. Na szczęście wolontariusze nie pozwolili, byśmy na zakwaterowanie czekali w nieskończoność, i kilka godzin później dotarliśmy do goszczącej nas parafii w miejscowości Kekava.
Kościół ewangelicko-augsburski zaopatrzony w darmowe Wi-Fi – pełna egzotyka, a i pokusa, bo skoro jest miejsce do modlitwy i internet, to właściwie można by tu zostać. Tam jednak czekała na nas wspaniała wiadomość: nocujecie u rodziny! Dobraliśmy się z Marcinem, z którym jestem na jednym roku, i postanowiliśmy udać się tam razem. Tutaj nastąpiła kolejna lekcja zaufania: rodzina jest, ale odbierze was dopiero o 22. Do tego momentu więc postanowiliśmy spędzić czas w Rydze, do której regularnie dowoziły nas specjalne autobusy.
Rodzina okazała się być przesympatyczna i bardzo troskliwa. Podczas rozmów nieustannie przewijała się seria pytań o to, czy czegoś nam nie potrzeba, i czy to, co jest, nam wystarczy. Fenomenalnym był jednak fakt, że dwóch chłopaków przygotowujących się do kapłaństwa w Kościele Rzymskim, zostaje wysłanych do rodziny ewangelickiej. Przez początkowo rodzący się strach, o czym z nimi właściwie będziemy rozmawiać (z katolikiem, gdy nie ma tematu, można zawsze o „zwariowanych” pomysłach Franciszka!), z każdą kolejną minutą rodziło się w sercu dziękczynienie Panu Bogu za możliwość doświadczenia czegoś nieznanego. Bo oto ludzie postrzegający tego samego Jezusa i Jego Kościół nieco inaczej, są właściwie niewiele różni od nas samych. Co więcej, nawet śledzą Ojca Świętego na Twitterze, bo jak mówią – „to jest po prostu dobry człowiek!”.
Nie sposób wymienić w tych kilku zdaniach wszystkich sytuacji ukazujących piękno tego czasu. Jedno jest pewne – czym innym jest słuchać na wykładach z eklezjologii o tych, „którzy mają we czci Pismo święte, jako normę wiary i życia, i wykazują szczerą gorliwość religijną, z miłością wierzą w Boga Ojca wszechmogącego i w Chrystusa Syna Bożego, Zbawiciela, naznaczeni są chrztem, dzięki któremu łączą się z Chrystusem, a także uznają i przyjmują inne sakramenty w swoich własnych Kościołach czy wspólnotach kościelnych”[1], a czym innym doświadczyć spotkania z nimi! Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że jest to o wiele bardziej ubogacające. Przecież kochają tak samo, pragną szczęścia swojego i drugiego człowieka zupełnie tak jak my.
Wszyscy, którzy byliśmy na Europejskim Spotkaniu Młodych, mamy w sobie te same ziarna prawdy pochodzące od Chrystusa, bez względu na to, czy na co dzień modlimy się w kościołach, cerkwiach czy zborach. Razem tworzymy świat, a siłę czerpiemy z jednego Źródła. Nie pozostaje nic innego jak nieustannie dziękować Bogu za Wspólnotę Taizé, której podstawową misją jest pobudzać w młodych ludziach świadomość wspólnego dobra jakim jest otaczający nas świat, a także wspólnego celu – Boga będącego Miłością.
[1] Lumen Gentium 15.
@Dawid